czwartek, 11 grudnia 2014

Rozdział 1

  Stałam tam, unosząc jedną dłoń w powietrzu. Spoglądałam na jego oddalającą się sylwetką, próbując powstrzymać łzy. Nie potrafiłam tego zrozumieć. Byłam w stanie poświęcić dla niego całą siebie, a on? Skorzystał z pierwszej okazji, aby stąd uciec.
Długość – 864 mile. Szansa na spotkanie - żadna. Byliśmy spisani na straty od samego początku. Nigdy do niego nie pasowałam.
Dylan O'Brien, dwudziestolatek z zamożnej rodziny lekarzy. Ja, Chloe Grace Moretz, córka mechanika samochodowego z długami na karku. Para idealna, prawda?
Ale teraz, to nie miało już  znaczenia. Rodzice chłopaka bali się o jego przyszłości ze mną, dlatego postanowili załatwić dla niego staż w jeden z najlepszych klinik w Nowym Jorku.
Nie miałam prawa powiedzieć mu zostań, ale on nie miał prawa odejść. Nie w ten sposób, jakbym nigdy nic nie znaczyła. A może właśnie tak było? Może byłam, lecz nie tak, jak powinnam... Nie wiedziałam, co myśleć, jednak starsza pani, która sprzątała łazienki, szturchnęła mnie łokciem, przywołując z powrotem do świata.
– Jeżeli kocha, to wróci. – uśmiechnęła się pocieszająco, poklepując moje ramię. Westchnęłam ciężko, a co, jeśli nie?

***

– DWA LATA PÓŹNIEJ, CZERWIEC 2014 –

  Obudził mnie irytujący dźwięk mojej komórki. Zakryłam głowę poduszką, jednak melodyjka nie ustawała.
Przetarłam zaspane powieki, szukając telefonu. Leżał na ziemi, zaraz obok łóżka. Chwyciłam go, od razu naciskając zieloną słuchawkę.
– Heeeeeej misiu. – mogłam się spodziewać, że w sobotni poranek, jedyną osobą, jaka może się do mnie odezwać musi być Crystal.
– Czego. – warknęłam, padając z powrotem na miękki materac.
– Dzisiaj wieczorem jest impreza u Coltona. podobno wraca jakieś jego znajomy. Musimy na niej być. Wiesz, że  Daniel na Ciebie leci, to jego najlepszy kumpel, a Tobie przyda się chłopak, naprawdę. Poza tym, we wrześniu zaczynamy ostatnią klasę ogólniaka, musimy zrobić coś szalonego w te wakacje, Chloe!  – czasami zastanawiałam się nad powodem, dla którego przyjaźniłam się z tą dziewczyną, lecz wtedy przypominałam sobie sierpień 2012 i wszystko stawało się jasne.
– No nie wiem... – zaczęłam, jednak dziewczyna od razu weszła mi w słowo.
– Będę u Ciebie o siedemnastej. – rzuciła, szybko się rozłączając.
 Westchnęłam ciężko, podnosząc się z łóżka. Zeszłam na dół do kuchni z nadzieją, na spotkanie taty.
 Jednak tuż po wejściu do kuchni, powitał mnie jedynie mój czarny kocur - Lou.
 Zerknęłam na lodówkę, na której przypięto karteczkę jednym z owocowych magnesów.

"Chloe,

Musiałem wziąć dzisiejszą zmianę, ponieważ George trafił do szpitala. Wieczorem muszę pilnie wyjechać do Nowego Jorku, wrócę w przyszłym tygodniu.

Przepraszam,
TATA."

 Wyrzuciłam liścik do kosza na śmieci. Wyciągnęłam mleko w butelce z lodówki, z zamiarem zrobienia sobie kakao.
 Z kubkiem ciepłego napoju usiadłam na kanapie, włączyłam telewizor chcąc obejrzeć mój ulubiony serial, ponieważ przez szkołę miałam do nadrobienia parę odcinków.
 Lou ułożył się obok mnie i wspólnie delektowaliśmy się ciszą oraz spokojem.
 Kiedy kończyłam ostatni odcinek, ktoś zaczął pukać do drzwi.Wcisnęłam pauzę i niechętnie skierowałam się do przedpokoju.
– Hee... Dlaczego wyglądasz jakbyś dopiero wstała!? – powiedziała nieco głośniej, niż powinna Crystal. 
– Już siedemnasta? – spojrzałam z niedowierzaniem na wystrojoną przyjaciółkę.
– Nawet później. Nie gadaj tyle, tylko zacznij się ubierać, ja przygotuję kosmetyki. – rozkazała dziewczyna, ściągając buty.
– Mam lepszy pomysł. Ja pójdę wziąć prysznic, a Ty zajmiesz się moją garderobą. – uśmiechnęłam się, nie dając przyjaciółce szansy na sprzeciw, ponieważ od razu pobiegłam do łazienki.
– Masz trzydzieści minut, ani sekundy więcej. – krzyknęła, nim zatrzasnęłam drzwi.
 Szybko się odświeżyłam, umyłam zęby oraz uczesałam włosy pozostawiając je rozpuszczone. Nie nakładałam dużo makijażu, używałam jedynie czarnego tuszu do rzęs i pomadek w bardzo cielistych odcieniach.
 Gotowa wyszłam, obawiając się tego, co wybrała dla mnie Crystal.
– Nie ma mowy. – to były moje pierwsze słowa, gdy tylko przekroczyłam próg pokoju.
– Proszę, będziesz wyglądać w niej cudownie! 
– Nie mogę po prostu założyć spodni? – dziewczyna spojrzała na mnie, jakbym miała trzy głowy. Pokręciłam ze zrezygnowaniem głową, zabierając od niej sukienkę.
 Była cała czarna, przylegająca z rękawami 3/4. Przy ramionach miała drobne diamenciki, aby nie wyglądać nudno, do tego musiałam założyć szpilki w ich kolorze.
– I jak? – zapytałam Crystal, przeglądając się w lustrze.
– Idealnie. – klasnęła w dłonie, ochoczo wstając. – Musimy się zbierać, jeżeli chcemy dojechać na czas. – rzuciła, kierując się w stronę przedpokoju.
 Założyła swoje beżowe obcasy, które świetnie zgrały się z białą sukienką. 
 Do kopertówki wrzuciłam klucze, dokumenty oraz drobne na bilet. Paradoksalnie, będąc córką mechanika samochodowego musiałam poruszać się autobusami.
– Naprawdę się cieszę, że tam będziemy. – zaczęła Crystal, kiedy szłyśmy na przystanek.
– Mam mieszane uczucia. – odparłam zgodnie z prawdą. 
 Odnosiłam wrażenie, że tej nocy zdarzy się coś złego.

***

  W domu Coltona znalazłyśmy się po dwudziestej. Pomimo wczesnej pory, niektórzy ludzie ledwo trzymali się na nogach.
– Chloe? Crystal? – odwróciłyśmy się na dźwięk naszych imion. Przed nami stał gospodarz z włosami postawionymi na żelu w białej koszuli z dwoma rozpiętymi guzikami i czarnych spodniach.
 Przez cienki materiał mogłam zobaczyć zarys mięśni na jego brzuchu i pewnie właśnie o to chodziło.
– Tak, to my! – zawołała radośnie dziewczyna, przytulając chłopaka. 
 Uśmiechnęłam się delikatnie, kiedy wyciągnął dłonie w moją stronę. Zrozumiał aluzję, dlatego pospiesznie wrócił do poprzedniej pozycji.
 Nigdy nie byłam otwarta w kontaktach z ludźmi, kompletne przeciwieństwo Crystal.
– Spodziewałem się, że przyjedziecie. – zaczął Colton. Zmarszczyłam czoło, oczekując rozwinięcia. – Wiedziałem,że mimo wszystko czekałaś i wciąż to robisz. – dodał, wywołując u mnie dziwny ból w klatce piersiowej.
– O czym Ty mówisz? – zapytała dziewczyna stojąca obok.
– Przecież mówiłem Ci, że robię przyjęcie powitalne dla O'Briena. – tego było dla mnie stanowczo za wiele. Poczułam się krucha, dokładnie, jak dwa lata temu.
 Z trudem łapałam oddech. Potrzebowałam się stąd wydostać.
 – Wracam do domu. – mruknęłam ledwo słyszalnie, po czym zaczęłam przepychać się przez tłum spoconych nastolatków.
 Kiedy wreszcie znalazłam się przy drzwiach, ktoś mocno je pchnął, przez co straciłam równowagę. Upadłam na ziemię, uderzając głową o klamkę.
 Trzymałam palce na bolącym miejscu, gdy jakieś męskie dłonie objęły moją talię, sprawnie podnosząc mnie do góry.
 Już wiedziałam do kogo należały, dlatego tak bardzo bałam się spojrzeć. Nie chciałam kolejny raz płakać, nie chciałam kolejny raz poczuć się tak słaba, jednak wystarczyły jego ciepłe ręce dotykające mojego policzka, abym ponownie straciła grunt pod nogami.
– Wszystko w porządku? – zapytał, a ja miałam wrażenie, że to pytanie nie dotyczyło upadku, lecz pospiesznie odrzuciłam te myśli, odsuwając się także od chłopaka.
 Wciąż nie nawiązując z nim kontaktu wzrokowego, pokiwałam potwierdzająco głową, próbując go wyminąć i wreszcie się stąd wydostać, jednak nie było mi to dane.
 Uniósł mój podbródek, zmuszając do patrzenia w jego cudowne, brązowe oczy.
– Chloe. – nie dałam rady. Czułam, jak rozpada się mur, którego nie zdążyłam skończyć budować.
 Moje imię w jego ustach brzmiało zbyt znajomo. Za wiele przypominało.

 Wiedziałam, że pójście na tą imprezę, było złym wyborem.


poniedziałek, 24 listopada 2014

Prolog


   Twoje życie  jest piękne. Doceniasz każdą, pojedynczą chwilę. Upajasz się nimi, ciesząc się z tego, co posiadasz. Nie myślisz o przeszkodach, ponieważ jesteś za szczęśliwy, ale wtedy wszystko się zmienia...
   Obietnice przestają mieć jakiekolwiek znaczenie. Upadasz. 
   Starasz się ratować pozostałości Twojej radości. Nie potrafisz się podnieść.
   Zdajesz sobie sprawę, że opuścili Cię najważniejsi ludzie. Ostatni raz próbujesz.
  Stoisz samotnie na lotnisku, trzymając rękę uniesioną w górę, choć dobrze wiesz, że już dawno powinieneś ją opuścić, bo przeszłość na zawsze odeszła. Poddajesz się.

    Wtedy dociera do Ciebie najgorsza prawda, której nie potrafiłeś przyswoić od bardzo dawna, tłumacząc sobie, że przysięga znaczy wszystko. 

– Obiecałeś, że nigdy nie odejdziesz. Gdzie teraz jesteś?











od autorki: Proszę każdego, kto przeczyta prolog o komentarz, ponieważ orientacyjnie chciałabym znać ilość osób zainteresowanych historią
Chloe i Dylana :)